Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

biednych żydów, a nieraz w jednej niewielkiej izbie gnieździ się po parę całych familji.
Ci wszyscy o wyjeździe z miasta ani zamarzyć nie mogą. Cóż im zaś daje miasto za podatki, które na równi z innymi mieszkańcami ponoszą? Do ogrodów publicznych nie mają wejścia, nieliczne skwery zbyt rzadko porozrzucane, zaopatrzone w niedostateczne ławki, w małej części są przystępne dla nich, lecz wcale dla ich dzieci, chociaż te zaprawdę równe mają prawa do bytu, do zabawy, do używania świeżego powietrza, jak dzieci rodziców możnych.
Błogosławionym niech będzie ten, kto pomyślał o kolonjach letnich dla ubogich dzieci, kto parę tysięcy biednych małych istot wyrywa może przedwczesnej śmierci lub przynajmniej wlewa w nie odporną dzielność przeciw chorobom, które dziesiątkują biedaków.
Tego jednak nie dosyć. Ofiarność publiczna skierowana w tę stronę nie powinna słabnąć na chwilę, lecz owszem potężnieć coraz bardziej, a gdy wymiary jej wzrosną stokrotnie, wtedy z zadowoleniem będziemy mieli prawo powiedzieć, że samopomoc społeczeństwa zaradziła złemu, jeżeli nie w zupełności, to przynajmniej w znacznej mierze.
Po za tem jednak zarządy miast wielkich a zwłaszcza zarząd Warszawy, mają do spełnienia wielki obowiązek. Półmilijonowa ludność nie ma ani jednego „ludowego ogrodu“, do którego przystęp byłby dozwolony każdemu, wprost najbiedniejszemu mieszkańcowi; okólniki dla dzieci z największym trudem wyrabiają sobie prawo bytu, dziś jeszcze silnie przez niektórych przedstawicieli władzy kwestjonowane; starsza młodzież niema ani jednego placu wśród miasta na gry i zabawy hygieniczne przeznaczonego. Całe wreszcie miasto, przepełnione kamienicami, niedostatecznie zlewane wodą, przesiąkłe kurzem i wyziewami, pomimo ostrych przepisów policyjnych, jest i długo nie przestanie być niebezpiecznem siedliskiem chorób przeróżnych, dopóki nie uzna, że powietrze, ruch, zieloność są to tak ważne czynniki publicznego zdrowia, iż nie ma ofiar zbyt wielkich, których by ponieść nie należało dla zapewnienia wszystkim mieszkańcom pełnej tych czynników używalności.
Nie macie placów dosyć, więc burzcie domy dla ogrodów, tak jak niedawno wycinaliście ogrody dla murów. Wytwarzajcie szerokie ulice, a nadewszystko korzystajcie z każdej dotąd wolnej piędzi ziemi, by na niej założyć ogród dla ubogich, wirydarz lub okólnik. Wyparte z centrum domy przeniosą się na krańce Warszawy lub po za jej granice — tem lepiej, im przestrzeń zajęta w ten sposób będzie większa, im obficiej przeplecione zostaną domy zielonością, tem zdrowiej.
Tak wołam nietylko ja sam oddawna, ale woła wielu hygienistów, filantropów, obywateli. Ratujmy zdrowie ludności, otoczmy możliwie dobremi warunkami wzrost pokoleń, boż to przecież największy kapitał każdego społeczeństwa.
A nadewszystko pamiętajmy o biednych i najbiedniejszych, którym Bóg zarówno jak bogatym, darował wodę i powietrze. Czyliż cywilizacja jest po to, aby im te dary boże odbierała?

Warszawa.Edmund Jankowski.





252