Strona:U Chińczyków.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się do nieszczęśliwej kaleki, podał jej ramię i doprowadziwszy ją do stołu, wskazał miejsce obok siebie.
Wówczas zaczęła się prawdziwa uczta: służący przynieśli filiżanki, wrzucili do nich szczypty herbacianego kwiatu i polali go wrzącą wodą. Wonny zapach, ulatujący z porcelanowych filiżanek, cienkich jak papier, rozniósł się w powietrzu.
Podano następne potrawy, które młoda pani mandarynowa zajadała z wielkim smakiem.
Zamiast noży i widelców, Chińczycy używali małych pałeczek z kości słoniowej.
Państwo Brown, przyzwyczajeni do nich, jedli dość zręcznie, lecz William, nie wiedząc, jak się obchodzić z temi pałeczkami, mimo kilku prób, nie mógł uchwycić niemi żadnego kawałka mięsa.
Nareszcie udało mu się wyłowić z misy większy kawałek; w chwili jednak, gdy podnosił go do ust, mięso się ześliznęło z pałeczek i upadło na obrus.
Chińczycy ze złośliwym uśmiechem spoglądali na niezgrabnego, jak sądzili, cudzoziemca. Jeden z nich, nachyliwszy się do sąsiada, wyszeptał:
— Czy zacny mandaryn, wielki stróż olbrzymich więzień potężnego monarchy, uważa, jaki ten Anglik niezdara?
— Uważam, czcigodny mandarynie, dzielny zaganiaczu robotników i śmiały tępicielu pałacowych szczurów potężnego monarchy.
William, widząc, że się naraża na śmieszność, zaniechał dalszych prób z pałeczkami i zaczął jeść owoce i cukierki.
Biesiada przeciągnęła się do nocy. Pożegnani ceremonjalnie przez nowożeńców Anglicy powrócili do domu. Orszak służących, z różnokoloro-