Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
kopia artystyczna

PÓŁNOC W OBERŻY SZTUKI
włość na cudzych kościach
pasie się a ekonom w parciach
pęcznieje na obiacie robaczej z jejmości
w chudym zapiecku zajadanym
gzi się biust na ropniu
a z trzewi na łokcie
przykra ręka jadalna miesza
w ich ciężkim sadle kaszankę z wyprysków
i krew z kałem i brzuch z zardzewiałą
blachą dawnej cnoty pasa pod sufitem
kuleje krzywe światło z wręgą
na diabelskie pozezie dołem
wprost z międzynoża na wskroś rozrąbanej
czarownicy z pomiotu projektor filmowy
wyświetla co w kopytach jest ciemne
a więc piękny chłopiec zjada margerytkę
zamiast pocałunku bo się wstydzi
z ust żebrowania a dziewczyna
dwubocznie połoga rozwija na fali
białą dłoń wciąż do środka wstydu
gdyż się boi śliskiej podwodności
połowu i tak dalej w trzęsawiska bieli
cieknie grynszpanowa ślina
wzdłuż filmowej taśmy kurczy się siekiera
na żółci rozpadają gardła kruków zasuszonych
na patelni ze sromem a z tej śliny
wije się strumyk a na nim nieprawa