Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przebiśniegu na pranie pod zależnym kurkiem w naszej
domorosłej balii dreszczów dalej ogień aż po szyję
zanurzymy też w wodzie niech pierścienie wreszcie
odłączą się od zaręczyn i na dnie suszarki zostanie
węgiel trąbki pohuków i susz ciętej fali i serce
umyjemy w ręku jak żywą koszulę drgającą z braku
luźnej komory na wynos oczywiście będzie
pluć na nas pulsem ale uderzone kantem dłoni
w tchawicę pójdzie na dno to jest przecież chytrze
utajona za lodowcem ryba i winorośl winną
wychłoszczemy na tuszach niech ma ogrodników
raz na zawsze spłukanych z jej moczu w krótkiej koszulce
powietrza w oku za powieką przeszczepu z pijanego
cięcia trzeźwości na łozę no i żyły przepuścimy przez
pralkę całe w motkach odwrotnych aby po fastrydze roju
dochodziły prosto do skrzepu nie do obcej naprzeciw
komory czort wie czym wybielonej i to pomieszane
wszystko we krwi na bąbel też przewleczemy przez
czystość
być może za ręce być może za włosy to w ostatniej
chwili powie nam pan kierownik pralni teraz przyjdzie
czysta chwila wieszania trzeba przetrzeć tylko szyję
wiatru
lnianą szmatką na ślisko postawić dzban wody śród
wody
aby tożsamością wypróżniał się w tożsamość jeśli
w żadnym kręgu nie ujrzysz już swego oka wstań
ujmij księgę wyjścia w przegubie i na pierwszej stronie
sprawdź z czego się oczyściłeś a na drugiej oddal
jeszcze ten kielich czystości niech nim wyschną skóry
ujdzie jeszcze ich kał z miejsca uświęcenia chwyć za rękę
mistrza ceremonii stłucz dzban i do ostrza dzbanu
przyciśnij
ją swym ciałem jeśli zacznie z niej krew kapać kawałkami
po stronie czytaj dalej następstwa jej stron już z zawodu
brudne z braku względu bo w wannie domyślnej