Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na głowie stoi swojej wysokości
marszałkowatość jabłkiem przybija do podstaw
zwycięskiej szubienicy co się wyślizguje
z zaczopowanej pętli i wypuszcza włosy
jak spadochron w odlocie zapowiada się popłoch
ale dzięki gwoździom udaje się powstrzymać
ugniatającą pustą czaszkę ziemi za uszami
rosną gruzły potu wyraźnie by się odciąć
od żył powiązanych to dopiero ranek
tylko już na zjawy przewrotne liczyć można
dna światła to one odrosną a nie oko
leżące pod butami tak do stania śliskie
w rozkrok szkło wpychające choć zupełnie ślepe