Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
kopia artystyczna

REPETYCJE Z ASTMĄ
cieknie z językiem tlenu w ustach
ślina proroka nie pogrzebany wielbłąd galilejski
dyszy we mnie nabocznie widzę jak linieje
zbieżne płuco świata w nim trzydziestu antycesarzy
gallienusa traci oddech słyszę trazybula węzeł
w gardłach tyranów czka pies za białko doczesne
ze strachu więc plują na własne usta swe imię
czarni od historii sadzonej w szpalery do dzisiaj
lecz w aspendos rośnie sztylet w ich obronie dziurę
w gardle z braku płuca przebija prawie śnięci
jeszcze raz wychodzą na zewnątrz powietrza prorok
zgarnia ślinę z ich strony a drugą sam ślini
 
nad synami lykonów bierze górę ekshalator
cudownie wielousty nawet dziki koń trazybula
pysk przystawia w nawiasy i metodą usta w usta
ratuje swego pana na boku pęcznieje za niego w tej
chwili
nie rozumie innego powietrza jak to co śledzionę
w nim ponosi od nowa cieszy się gdyż widzi
jak okręty egejskie też pędzi po morzu jak z bata
pomyślny wiatr ekshalatora i że wszystko samo się
zwycięży
na krzyż krtani za krtanią uchyla ogona