Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
kopia artystyczna

PRZEPRAWA Z PERSKIMI DYWANAMI
zawijaj zwijaj od siebie nieporęczne odstanie
luźnej kądzieli ciała to nie tkanie
to marsz na wrzecionach tak ważny w osnowie
dla serologii dywanów pod najgłębsze nogi przyszłości
rozkosznego stania na gumowej drodze wspomnień
nie rozciągaj odwodów zaraz maruderzy
porwą to co przy kości koła przy tym mig wykręcą
w zupełnie niepiśmienne szprychy ćwicz więc batem
odstające pogłowie nogi niech choćby na nosie
a idzie obok twego czołowego węchu bo za jedną
poboczną smugę cząbru można stracić całą
szyję z okwiatem bo to są wisielcy tak sprawni
że w pętli dają się prześcigać by toporem
bić już bez węzłów po żyłach co gorsze
dla głupiej przyśpiewki oj dana zważaj więc na ręce
gdzie spać chodzą mają być w odwodzie o piątej nad
środkiem
czyścić zęby po słowach ze snu twego boku
licząc tylko na dwóch jeśli czasem w liczbie na apelu
coś im tam się potroi to znów oni chytrzy no bo dodający
siebie do innych wtedy jest nieunikniona dwudymna
próba ognia na skórze parami co w prawo co w lewo
musi tabor wypalić na wskroś i choć z mięsem
ale draństwo pary już nie puści a piszczele
liż co drugim językiem obrosną w trzaskaniu
grubomięsnego bata takie są okłady odwieczne
na nagości i bicie na ropie jest ciche w głąb tylko
bolesne