Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W zachowanych meldunkach z kolejnych dni nie ma żadnych informacji ani na temat owych narad, ani dalszych kontaktów z oficerami, co nie znaczy, że się one nie wydarzyły. Wspominam o tym epizodzie, ponieważ ilustruje on, oczywiście w nieuniknionym skrócie, zarówno zakres działalności oficerów politycznych, jak i doraźną linię postępowania Sowietów, którą Fleischfarb i inni jemu podobni realizowali.
W nieodległym od Rembertowa Otwocku, w którym Armia Czerwona pojawiła się 29 lipca, Sowieci przez pierwsze dni po wejściu „nie przejawiali – jak pisze Jacek Sawicki w Obroży, monografii podwarszawskiego obwodu AK – jakichkolwiek zdecydowanych antyakowskich posunięć. Prowadzili jedynie obserwację, poznając ludzi i panujące stosunki”. Lokalne struktury AK ujawniły się, w oddziałach „zaczęto rozdawać wcześniej przygotowane legitymacje”, a 1 sierpnia ukazał się nawet pierwszy numer pisma akowskiego „Dzień Polski”. Jeszcze 10 sierpnia, ppor. Bolesław Graf „Sław”, oficer kontrwywiadu, pisał w meldunku do dowódcy IV (otwockiego) Rejonu „Obroży”: „Bolszewicy nazywają oddziały AK powstańcami. Stosunek do członków AK [mają] serdeczny i życzliwy. Chętnie udzielają wszelkich informacji”. Zgadzano się nawet – jak to się działo np. w Karczewie aby jednostki polskie podejmowały służbę porządkową i prowadziły werbunek. Jednak niebawem, pisze Sawicki, „Sowieci rozpoczęli aresztowania w znacznym stopniu rozkonspirowanych żołnierzy i sympatyków Armii Krajowej”, a w odróżnieniu od Niemców, którzy „działali głośno (...) budząc strach i grozę”, NKWD „działało cicho i podstępnie”. Podobnie musiało być i w Rembertowie, a zapewne także w innych miejscach, w których Fleischfarb uprzednio działał. Być może więc wkrótce po nawiązaniu z nim kontaktów, oficerowie AK stali się ofiarami Sowietów. Sawicki szacuje, że z powiatu warszawskiego wywieziono około 200 żołnierzy. W każdym razie dwaj z wymienionych przez Światłę (Mizgiewicz i Kapkowski) znajdują się na listach akowców, którzy zostali „internowani” i wysłani najpierw do obozu nr 270 w Borowiczach w obwodzie nowogorodzkim, do którego pierwsza grupa Polaków, licząca ponad 1,2 tys. osób, trafiła już 20 listopada 1944 r., a później do obozu nr 388 w Stalinogorsku w Podmoskiewskim Zagłębiu Węglowym. Los żołnierzy AK i innych formacji konspiracyjnych przypieczętował w rzeczywistości rozkaz Stalina nr 220169 wydany 1 sierpnia, który nakazywał rozbrajanie żołnierzy AK, internowanie oficerów i wcielanie szeregowców do batalionów zapasowych. Tak więc „miodowe dni” po wejściu Sowietów na dany teren trwały krótko, były po prostu chwytem taktycznym.
Niezależnie od tego, w jakim stopniu (a zapewne w niemałym) Fleischfarb przyczynił się do aresztowania owych dwóch akowców, można sądzić, że należał do politruków aktywnych „na zewnątrz” i chyba wciąż miał temperament polityczny. W każdym razie 1 listopada został awansowany do stopnia podporucznika i zapewne jednocześnie – jak podawał w życiorysach i jak relacjonowała Justyna – „otrzymał [z dowództwa dywizji] zadanie zorganizowania Biura Werbunkowego ochotników do Wojska Polskiego”. Jest wysoce prawdopodobne, wręcz graniczy z pewnością, że biuro to, znajdujące się na Pradze, służyło do wyciągania akowców