Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jest w stu procentach pewny. Dwie rzeczy można uznać za niezbite: że Światło nie żyje i że nie został zabity przez polskich czy sowieckich speców od „mokrej roboty”. Justyna Światło natomiast zmarła w Izraelu 17 stycznia 1987 r. pod nazwiskiem nadanym przez Bezpiekę.
Krótkie podsumowanie drogi życiowej Izaka Fleischfarba jest trudne, tym bardziej, że o latach 1954-1985 wiadomo niewiele. Nie wiem nie tylko, gdzie i jak żył, ale też nie wiem, czy nadal uważał się — jak w 1956 r. — za „gomułkowca”, czy w ogóle zachował jakieś zainteresowanie dla spraw dziejących się nad Wisłą, czy też tak jak pewna część żydowskich emigrantów — zresztą też i polskich zerwał pępowinę łączącą go z Polską? Dokąd ostatecznie zaprowadziła go droga, którą rozpoczął wieczorem 5 grudnia 1953 r., w pobliżu skrzyżowania Gericht- i Müllerstrasse? Czy uważał się za Żyda (z Polski, bo to jest niezmywalne), czy też — jak to może wynikać z audycji z lat 1954-1955 — kwestia narodowości przestał być dla niego ważna? Kiedy stracił nadzieję, że jeszcze może odegrać jakąś rolę? I czy naprawdę żywił taką nadzieję, bo przecież swego czasu przekonywał towarzyszy z bezpieki, że nadaje się tylko na „operatywnika”?
Starałem się w tej książce opisać jak z młodego, gorliwego komunisty Izak Fleischfarb stał się Józefem Światłą, aktywnym i chyba jeszcze bardziej gorliwym sługą krwawego reżimu. Starałem się też odnaleźć moment, w którym zaczęły go ogarniać wątpliwości, czy dokonał właściwego wyboru. Albo chwilę, w której opanował go strach, że będzie odpowiadał za to, co zrobił, sędziami zaś będą towarzysze partyjni, dla których nurzał się w ludzkim bólu. Cudzym.
W bardzo ogólnej perspektywie dorosłe życie Fleischfarba-Światły mieści się stosunkowo dobrze w ramach książki The Generation (Pokolenie) Jaffa Schatza, o której pisałem we Wstępie. Wszakże przynajmniej przez pewien okres życia zajmował, wśród należących do swojego pokolenia, pozycję niejako skrajną. Choć nie był sam, to jednak stosunkowo niewielu przedstawicieli owego Pokolenia znalazło się w bezpiece i miało na sumieniu wyrządzenie ludziom tak wiele zła. Oczywiście inni mieli coś na sumieniu z innych powodów, np. jako propagandyści, chwalcy „świetlanej przyszłości”, publiczni kłamcy, czy jako aparatczycy zapędzający chłopów do kołchozów, a wierzących do krucht. Ale byli też tacy, którzy woleli zaszyć się w mysiej dziurze i zapomnieć, że uważali się kiedyś za awangardę mas pracujących. Również to, co zrobił Światło, wypowiadając się przed mikrofonami zachodnich rozgłośni, daleko wykraczało poza „normę” przyjętą przez ludzi należących do jego formacji ideowej i biograficznej. Zachęcani, nakłaniani lub wręcz zmuszani do wyjazdu z Polski, a będąc już poza zasięgiem „ludowej sprawiedliwości”, niezmiernie rzadko decydowali się na otwarte wystąpienia demaskujące system. Najczęściej, jak myślę, utyskiwali w domowym zaciszu lub w towarzyskich rozmowach, i to bardziej na Polskę i Polaków niż na komunizm i komunistów. Tylko pewna część „emigrantów marcowych” poszła w ślady przeciwników systemu komunistycznego, były to jednak głównie dzieci ludzi należących Pokolenia, a nie jego uczestnicy.