Strona:Trzy twarze Józefa Światły.pdf/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na początku listopada Światło donosił, że wysyła ukończoną pierwszą część, którą parokrotnie przerabiał, starając się zapewne uwzględnić uwagi redaktora. Drugą część miał dosłać do końca roku. Nie zachował się list redaktora wysłany do Światły po lekturze pierwszych fragmentów otrzymanego tekstu, ale z odpowiedzi autora na ten list wynika, że znajdowało się w nim wiele krytycznych uwag, m.in. dotyczących dłużyzn. W odpowiedzi tej, datowanej na 27 grudnia, Światło kolejny raz przesuwa termin ukończenia całości na „za kilka tygodni”. Również i tego terminu nie dotrzymał. Dopiero 24 maja, a więc mniej więcej rok od podjęcia inicjatywy, Giedroyc zawiadamiał Juliusza Mieroszewskiego — doświadczonego dziennikarza, redaktora w słynnym przedwojennym dzienniku „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” („IKC”), czołowe pióro „Kultury”, wytrawnego publicystę i tłumacza — że „wreszcie” dostał maszynopis. Redaktor, proponując Mieroszewskiemu, żeby podjął się pracy nad tekstem, pisał, że „materiał [jest] miejscami ciekawy i pasjonujący”, ale „napisany nieudolnie, w wielu wypadkach szyty grubymi nićmi”. Całość niezbyt mu się podobała: „W sumie odmówiłem drukowania w tej formie”. Światło jednak zgodził się, aby ktoś z „Kultury” przeredagował całość „za dobre honorarium”. Giedroyc sądził, że „amerykańscy mocodawcy” byłego ubeka chcą, aby książka się ukazała, toteż nie powinno być problemów z zapłatą za „gruntowne przerobienie czy napisanie, a nie [tylko] retusze”. Światło zaakceptował pomysł, żeby książkę zredagował Mieroszewski i sam napisał do niego, iż jest „bardzo wdzięczny za tak wielkie zainteresowanie się moją pracą”. Uznawał też, że będzie konieczna „pewna liczba zmian”, szczególnie „w świetle ostatnich wydarzeń w Polsce”, w której rzeczywiście dużo się działo.
Redaktor dążył do tego, żeby książka była dobra nie tylko z uwagi na prestiż wydawnictwa, liczył również na to, iż będzie można ją wydać w kilku obcych językach, nie mógł więc to być wydawniczy gniot. Światło zresztą sam (zapewne z pomocą, a może nawet z inicjatywy swoich mocodawców) szukał amerykańskiego wydawcy, o czym w styczniu 1956 r. donosił do centrali rezydent wywiadu PRL. Z opublikowanej przez Krzysztofa Pomiana i Jacka Krawczyka korespondencji Giedroycia z Mieroszewskim można wnosić, że twórcy „Kultury” rzeczywiście bardzo zależało na wydaniu książki, ale obaj zdawali sobie sprawę, że — jak pisał Mieroszewski — jest ona „napisana fatalnie”. Uważał jednak, że ma też zalety: „jest bezpośrednia, bezpretensjonalna i tchnie autentyzmem”, a „jej dokumentacyjna wartość jest olbrzymia”. Zapowiadało się, że praca będzie trudna i czasochłonna, co wielokrotnie podkreślał Mieroszewski, targując się o godziwe honorarium. Zarówno on, jak i Giedroyc uważali, iż konieczna jest nie tylko redakcja stylistyczna, ale i zmiana akcentów (np. uwypuklenie roli i postaci Gomułki), usunięcie „szeregu historii zupełnie niewiarygodnych” (np. dotyczących formowania dywizji „kościuszkowskiej”) i paszkwili (np. o Ninie Andrycz), a nawet „opuszczenie rzeczy politycznie dla nas w obecnym momencie niewygodnych” oraz „wybicie tych, które uważamy za potrzebne”. Giedroyc