Strona:Tryumf.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niesienia. Władzio chłopak energiczny. Da sobie rady z waszymi zbyt autonomicznymi chłopami...“
— No, ale jakże to? Ty — marszałek powiatu, autonomista — cóż powiedzą?
— Nic nie powiedzą. Trudno — nie każdy może być namiestnikiem. Ale z marszałkostwa krajowego na namiestnika jeden krok.
— Wizujesz na to, Stefanie?
— Pocóżbym u dyabła z tą hołotą okoliczną i z chłopami w tej głupiej radzie powiatowej siedział? Tędy właśnie droga! Już mam tej autonomii wyżej uszu! Lada starostka ma żandarmów do rozporządzenia — a ja co?...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Wyjedziesz pan. panie Strygulewicz, o szóstej rano z domu, wieczór będziesz pan w Wiedniu i wieczorem załatwisz pan tam wszystko, rano będziesz pan w Berlinie, wieczorem pan wyjedziesz, rano w Krakowie proszę iść wszędzie, gdzie potrzeba, na noc wyjechać, dziś poniedziałek — we czwartek proszę być w Tatarowie z powrotem.
— Dobrze, panie hrabio, tylko kiedy ja będę spał?
— A, proszę pana, jak kto bierze siedm tysięcy reńskich rocznie, to może spać w wagonie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Niech pan krzyczy!