Strona:Trybuna (1906) nr 3.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzie rosło zapotrzebowanie płynące z poczucia, że jedynie z bronią w ręku można skończyć z całem tem piekłem biurokracyi, bandytyzmu, bratobójczych mordów i gospodarczego bezładu...
Wolności, za jaką bądź cenę wolności!
Stało się, że robotnicy, choć źle uzbrojeni, wyparli z swoich dzielnic złodziei. Na Woli, gdzie przedtem o zmroku nikt już nie był pewny życia, ustały zabójstwa i rozboje... To samo w innych dzielnicach. Chłopi rozpędzili i wymordowali złodziejskie organizacye po wsiach. Łotrzy w szalonym popłochu rozbiegli się i ukryli w bogatych miejskich dzielnicach, które przedtem odwiedzali jedynie chwilowo. Tu rychło przedzierzgnęli się w bandytów, przystosowali do innego otoczenia, inaczej uzbroili i odziali. Wyszło to im na dobre raz dla tego, że bogatsze zbierali łupy, po drugie dla tego, że na słabszy trafiali opór, niż wśród zrewolucyonizowanego ludu. Porośli w pierze, zaczęli kupować broń dobrą i drogą, przejmować się kulturą »podfilipskich«, odwiedzać` wielkopańskie szyneczki, opłacać drogie kokoty, umieszczać »oszczędności« w bankach... Dlaczego nie: wszak nie tylko Rzędziany i Kiemlicze miewali zakopane w ziemi »skarbczyki«, lecz nie wstydzili się tego i Skrzetuscy i Kmicice!?...
Złodzieje mają czas i pilnie czytają kryminalne kroniki, sensacyjne powieści i procesy. Przecież nawet słynny okrzyk »ręce do góry« przybył do nas z Ameryki (hand up!), gdzie napady na pociągi i banki odbywają się co rok w taki sam jota w jotę sposób, jak to urządziła słynna banda zbójecka, która ośmieliła się zapożyczyć u socyalistów tytuł »Zmowy Robotniczej«. Złodzieje mają doskonałą pamięć zawodową i daremnie »wyklinacze« przypisują bojowcom rozmaite ich »nauki« — bojowcy nigdy nie używali tego okrzyku, gdyż uważają siebie za żołnierzy wolności i spotykają nieprzyjaciela z bronią w ręku napadają nań wprawdzie znienacka, jak partyzanci, ale nie troszczą się o to, czy ci mają oręż, czy nie, czy trzymają ręce do góry; czy przed sobą.
Dopóki rabunki, grabieże, morderstwa trapiły lud pracujący, prasa nasza mówiła o nich mało i półgębkiem, »przeklinacze« nie rzucali gromów, nie wskazywali na zagładę; »pokoleń...« Dopiero gdy bandyci zaczęli grasować w bogatych dzielnicach, wszczęła się w gazetach niezmierna wrzawa: gwałtu, świat się wali! A jednak liczba morderstw i kradzieży niewiele przewyższa dawne, długie litanie robotnicze. Zaczęto szukać niezwłocznie przyczyny i znaleziono ją... w socyalizmie. W tym samym socyalizmie. który prześladowany i ścigany pouczał masy tajemnie od dziesiątków lat, kiedy jeszcze nie śniło się o tem ani »oświatowcom« ani »organicznikom«, że trwałe polepszenie ich doli możliwe jest jedynie przy zmianie całego systemu gospodarczego, że wolność polityczna jest