Strona:Theodore Roosevelt - Życie wytężone.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

granci mogą sobie przebić drogę, życia, dzieci ich nie mają, większych trudności niż dzieci urodzonych obywateli w zostaniu częścią życia amerykańskiego, dzieląc wszystkie jego przywileje i spełniając wszystkie jego obowiązki. Ale dzieci bardzo biednych obcego pochodzenia byłyby narażone na zgubę, tak samo, jak ich rodzice, gdyby nie szkoły publiczne i nadany przez nie impuls. We wszystkich tych szkołach publicznych uczą teoretycznie i praktycznie.
Zaledwie słówko powiem tu „o czerwonych, małych domkach szkolnych” naszych okręgów wiejskich, poprostu dlatego, że tam wszystkie nasze dzieci chodzą do tych samych szkół i przez to nabywają tam nieocenionego poznania solidarności naszego życia amerykańskiego. Mówiłem już o tem w jednym z poprzednich artykułów i mogę tu tylko powiedzieć jedno, że niepodobna przecenić dobra, które spełnia zawarte tam stowarzyszenie, i znakomitej pracy wychowawczej ciała nauczycielskiego. Odczuwamy zawsze, że daliśmy dzieciom niemałę korzyść przez sam fakt pozwalania im na uczęszczanie do tych małych szkół okręgowych, gdzie wszystkie są traktowane i egzaminowane według tych samych przepisów. Ale dla nas na wsi szkoła okręgowa jest filantropijna tylko w tem doskonałem znaczeniu, że wszelki wspólny wysiłek dla dobra ogólnego jest filantropijnym.
W wielkich miastach bardzo zdrowe następstwa pociągły za sobą instytucye uniwersyteckie, instytucye szkół średnich i inne podobne usiłowania, mające na celu czynienie dobra praktycznego, skupiające i zbliżające szczęśliwych i mniej szczęśli-