Strona:Theodore Roosevelt - Życie wytężone.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pozłacane, i łatwowierny głupiec, który daje się wziąć na takie obietnice i który, chwytając się niemożliwego, traci sposobność zapewnienia sobie istotnego acz mniejszego dobra, typy te są tak stare, jak organizacya polityczna ludzkości. Z krańca w kraniec historyi świata narody; które pracowały w samorządzie, były te, które od swoich mężów publicznych domagały się tylko obietnic tego, co mogło być istotnie zrobione dla sprawiedliwości i uczciwości, i które surowo nalegały na konieczność dotrzymania takich obietnic, co do litery i co do ducha.
Tak się rzecz ma i co do ogólnej kwestyi posiadania dobrego rządu. Nie możemy zaufać czystemu reformatorowi gabinetowemu, ani też jego cierpkiemu bratu, który sam nic nie robi, ale wyszydza tych, którzy znoszą żar i ciężar znojnego dnia. Jeszcze mniej możemy zaufać tym nizkim istotom, traktującym politykę, jak grę, z której można wyciągnąć na życie kawał zbrukanego chleba; w ich słowniku wyraz „praktyczny” stał się synonimem wszystkiego, co jest nikczemne i zepsute. Człowiek jest bez wartości, jeżeli nie posiada w sobie wysokiego kultu ideału i jest jeszcze bez wartości, jeżeli nie usiłuje urzeczywistnić tego ideału przy pomocy metod praktycznych. Trzeba, aby obiecywał i sobie i innym zarazem tylko to, czego może dokonać, ale to, co może istotnie być spełnionem, to obiecywać powinien i trzeba, aby obietnicy takiej dotrzymywał we wszelkich okolicznościach.
Zagadnienia, wobec których stoimy w bieżącem stuleciu w swej zasadniczej treści są ostatecz-