Strona:Tamta.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

położył jéj na kolanach pudełeczko, klejnot jakiś zawierające. O ileż była-by wolała pocałunek, na jéj czole złożony!
— Co za przepyszny medalion! — zawołała zdumiona Alicya. — Co włożysz do środka?
I mówiąc to, obracała w palcach piękny klejnocik, obrączką emalii otoczony, wielkim, ogniami ciskającym, rubinem ozdobny.
— Co włożysz do środka, — powtórzyła. — Portret, czy włosy Raula?
— Nic, — odparła Joanna, siląc się na uśmiech. — Będę nosiła medalion pusty.
— Co za myśl!
— Tak przecież zrobię.
Raul nic na to nie odpowiedział i, pochyliwszy się ku żonie, sam włożył jéj medalion na szyję.
— Przynajmniéj nosić go będziesz? — zapytał.
— Zawsze!


VII.

Wspomnienie tamtéj stało ciągle pomiędzy nim a nią. Joanna wszędzie ją przed sobą widziała. Jeżeli Raul milczał, mówiła sobie, że o niéj myśli, że obok żony wspomnienie tamtéj wyłącznie go zajmuje. Jeżeli swobodnym się okazywał i weselszym, — dobre odebrał wiadomości, — mówiła sobie. Wszystko w jéj przekonaniu do tego jednego odnosiło się przedmiotu: upodobania jego, zajęcia, czytywane przez niego książki, wszystko było w oczach Joanny oznaką miłości dla tamtéj, jakby wszystko, z jednego wypłynąwszy źródła, jedną, zawsze tą samą było natchnione myślą.
Jeżeli w ciągu rozmowy wyznał, że kolor jakiś, albo ten czy ów sposób ubierania się przenosi nad inne, jeżeli wychwalał jakiś dar umysłu, lub moralną zaletę, jeżeli kładł nacisk na urok dźwięcznego głosu lub wdzięk głębokiego spojrzenia, jeżeli zachwycał się, opisując piękny, dawniéj kiedyś oglądany krajobraz, lub z upodobaniem mówił o jakiéj książce, sztuce, podróży, Joanna przekonaną była, że tamtéj wspomnienie przebija