Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 85.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2384   —

bóle. Jęczy i stęka bez przerwy. Skoro środki moje przestaną działać, umrze.
Juarez skinął lekko głową.
— Bóg sam ją ukarał, zanim otworzyły się jeszcze księgi praw. Nie ulega wątpliwości, że istnieje na świecie sprawiedliwość, działająca pewniej od naszej. Czy pan przesłuchał jeńców? Wyznali co?
— Niestety. Nic.
— Spodziewałem się tego. Zbrodniarze ci są tak zakamieniali, że nie można się po nich spodziewać szczerego wyznania. Dobrze, żeśmy swego czasu przejęli list, który z hacjendy del Erina Józefa pisała do ojca. To bądź co bądź bardzo ważny dowód winy.
— A jednak właśnie ze strony Józefy spodziewam się wyznania. Przyczynią się do tego bóle, które ją prześladują. Są naszym sprzymierzeńcem. Jestem przekonany, że bóle zmienią się w straszliwe męki. Zmięknie pod ich wpływem.
— Jako człowiekowi żal mi tej dziewczyny. Jako sędzia muszę przyznać, że na los swój zasłużyła. — Spodziewam się, że wszyscy zamieszkacie u mnie. Corteja i córkę jego trzeba będzie dobre zamknąć. Zaraz wydam rozkazy.
Następnego ranka przystąpiono do przesłuchania. Wszelkie wysiłki wydobycia prawdy okazały się daremne. Cortejo i Józefa zaprzeczali wszystkiemu zuchwałym tonem, mimo, iż przywalono ich formalnie stosem dowodów.
Cortejo był człowiekiem zaciekłym i bezwzględnym, a przecież przeraźliwe krzyki Józefy przygnębiły go i wzruszyły. Zdawał sobie sprawę, że po-