Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 84.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2341   —

Gdy zameldowano Roberta, mruknął niechętnie:
— Cudzoziemskie nazwisko. Wątpię, czy przynosi coś ważnego. Niech wejdzie!
Robert wszedł, niosąc na plecach swego jeńca. Na ten niezwykły widok oficerowie zerwali się z miejsc.
— Valgame Dios! Cóż niesiecie na plecach? — zapytał zdumiony generał.
— Jeńca, sennor.
— Domyślam się. Co to za człowiek?
— Pułkownik cesarski.
— Hm. Nie wygląda na takiego. W każdym razie złapaliście mysz zamiast słonia.
Generał uśmiechnął się ironicznie. Oficerowie uważali za swój obowiązek naśladować zwierzchnika.
— Proszę się przekonać — rzekł Robert swobodnie.
— Nie nosi przecież cesarskiego munduru!
— A jednak służy cesarzowi. Ja również nie noszę munduru Escobeda, czy prezydenta, i tak samo, jak mój jeniec, ubrany jestem w strój meksykański.
— A jednak jesteście republikaninem? To chcieliście powiedzieć?
— Nie.
— A cóż? Zameldowano was jako porucznika.
— Jestem nim też. Służę w armii pruskiej.