Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 84.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2360   —




DZIEWIĘTNASTY CZERWCA

Będąc na posterunku, Robert ku zdumieniu ujrzał na drodze jakąś panią, jadącą przed nim na mule, w towarzystwie służącego. Jako człowiek uprzejmy, uchylił kapelusza. Ku swemu zdumieniu usłyszał z pod welona następujące słowa:
— Czy mnie wzrok nie myli? Pan tutaj, poruczniku?
Dama zatrzymała muła.
Ponieważ nieznajoma przemówiła doń po polsku, rzekł w tym samym języku:
— Ah, mam zaszczyt rozmawiać z Polką?
— Tak. Czy pan porucznik Robert Helmer?
— Nie omyliła się pani. Skądże mnie pani zna?
— Widzieliśmy się na dworze arcyksięcia. Mam wrażenie, że mnie pan pozna.
Odsunęła gęsty welon. Ujrzał ku swemu zdumieniu znajome rysy.
— Jakto, łaskawa pani tutaj? Odważyła się pani wyjechać poza miasto?
— Pan wiedział, że przebywam w Queretaro?