Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 81.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2261   —

— Gdzie jest siedziba?
— I tego nie wiem.
— Hm. Czy stryj przyjmuje przedstawicieli tajnych partyj?
Manfredo zawahał się z odpowiedzią.
— Jeżeli nie odpowiesz — rzekł groźnie Zorski — każę cię dopóty chłostać, dopóki nie otworzysz gęby! Pytam, czy stryj twój otrzymuje papiery, od tajnych partyj?
— Owszem.
— Czy je przechowuje?
— Tak. W tajemnej celi.
— Zaprowadzisz nas i do niej. Wstawaj i pokaż, gdzie siedzą Cortejowie!
Po chwili Robert otworzył drzwi. Blask światła wtargnął do ciemnego lochu, w którym można było rozpoznać cztery skulone postacie.
— Czy przybyłeś, aby nas wreszcie wypuścić plugawcze? — ryknął jakiś ochrypły głos.
— Ciebie wypuścić, kanalio? — zawołał Grandeprise, biorąc latarkę z rąk Zorskiego.
Cortejo wlepił w niego wzrok.
— Grandeprise! — jęknął.
— Tak, to ja, Grandeprise. Wreszcie mam i ciebie i drogiego twego braciszka! Oh, tym razem nie wyprowadzicie mnie w pole, tym razem nie uda się wam ujść z mej ręki!
— Jakeście się tu dostali? — zapytał Gasparino. — Czy starzec zamianował was na miejsce Manfreda dozorcą? Pozwólcie nam uciec, a nagrodzę was milionem dolarów.