Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 81.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2253   —

— Odprowadzę pana do bramy — rzekł Manfredo, chowając papiery. — Boję się, czy nie jest zamknięta.
Ledwie zdążyli opuścić pokój, wszedł Robert. Pośpieszył ku oknu, otworzył i rzekł półgłosem:
— Jesteście?
— Czekamy — odezwał się Gerard. — Cóż nowego?
— Doktór wyjechał. Wszystko w porządku. Zachowujcie się spokojnie. Czekajcie na mnie, ale cofnijcie się nieco. Ktoś będzie obok was przechodzić.
Zamknął okno i wsunął się do sypialni.
Manfredo wrócił po upływie kilku minut i, pogrążony w rozmyślaniach, zaczął odmierzać krokami pokój.
Robert miał zamiar wyjść z sypialni, pochwycić Manfreda i zmusić go do wyjaśnienia prawdy. Zauważył jednak, że Mafredo ma przy sobie kilka kluczy. Ta okoliczność wpłynęła na zmianę planu.
Bratanek Hilaria schował klucze, zapalił ślepą latarkę i wyszedł z pokoju, nie zaryglowując drzwi. Zaraz po nim wszedł do pokoju Robert, wziął ze świecznika jedną z płonących świec i wyciągnął nóż. Otworzywszy drzwi, jak mógł najciszej, zobaczył, że Manfredo zstępuje z drugich schodów. Zamknął więc drzwi i poszedł za nim.
Światło latarki padało naprzód.
Ponieważ było ciemno, musiał iść tuż za Man-