Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 78.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2175   —

— Błoto uliczne. Dotknijcie. — I cóż?
— Jeszcze mokre i miękkie.
— Nie chcę się z wami spierać. Posłuchajcie mojej rady. Policja dowie się w ciągu krótkiego czasu, gdzie zbiegowie mieszkali. Jeżeli tu zostaniecie, rozprawi się z wami bez wielkich ceregieli.
— Macie rację. Odchodzę. Ale dokąd?
— Pójdziecie, oczywiście, ze mną.
Po upływie dziesięciu minut opuścili gospodę. Gdy przechodzili obok domu handlarza, sam właściciel stał przed bramą. Sępi Dziób skorzystał ze sposobności i zapytał:
— Macie dużo koni w stajni, sennor
— Dziś tylko cztery — brzmiała odpowiedź.
— Możecie sprzedać jednego?
— Tylko jednego. Pozostałe są mi potrzebne. Sprzedałem dziś okazałą parę dwom nieznajomym w Queretaro. Mówili, że jadą do La Puobla.
Sępi Dziób poprosił, by handlarz opisał wygląd tych, którzy konie kupili, i doszedł do wniosku, że byli to istotnie Cortejo i Landola. Po krótkim targu Grandeprise kupił konia.
Sępi Dziób udał się z strzelcem do gospody I kazał obudzić Roberta, który zdumiał się, usłyszawszy, co zaszło podczas jego snu. Postanowiono ruszyć natychmiast konno w ślad za zbiegami. Robert musiał jeszcze pomówić z panem Magnusem i alkaldem, nie mógł więc sobą dysponować. Grandeprise musiał ruszyć natychmiast. Towarzyszył mu Sępi Dziób. Postanowiono, że obydwaj będą czekać na Roberta i Petersa w miejscowości Tuła.