Przejdź do zawartości

Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 76.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2125   —

ki, łopaty, latarnie, deski i drabinę?
— Latarnie trzeba będzie kupić, resztę znajdziemy chyba na cmentarzu. Grabarze mają zwykle schowki do narzędzi.
— Musimy się o tym najśpieszniej przekonać. Przedtem jednak rzecz najważniejsza — potrzebujemy kogoś, kto będzie stał na warcie, tak, byśmy mogli pracować spokojnie i w razie niebezpieczeństwa uciec w czas.
— Mamy tego kogoś. Będzie nim wasz brat.
— Ach, on! Da się namówić — to skończony półgłówek. Nienawidzi mnie. Wyzyskując tę nienawiść, opowiem mu jakąś bajkę i skłonię, aby nam pomagał. Teraz śpi na podwórzu, na kamieniach. Niech śpi tymczasem spokojnie. Jesteście gotowi?
Szli wśród drobnych budynków, odczytując napisy.
— Muszą to być również grobowce — rzekł Landola.
— Tam do licha, wpada mi pewna myśl do głowy! A gdyby tak zrezygnować z haków i łopat? Gdyby się okazało, że nie ma potrzeby otwierania grobów? Widzicie ten długi szereg grobowców?
— Zgaduję, co zamierzacie. To dobry pomysł.
— Wobec tak wielkiej liczby grobowców musi się przecież znaleźć trup odpowiedniej daty. Poszukajmy. Te niesamowite sypialnie zamknięte są przeważnie żelaznymi kratami, przez które można popatrzeć.