Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 73.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2032   —

łem powiedzieć, jestem więc gotów i mam tylko czekać na odpowiedź, którą pragną mieć prezydent i sir Lindsey.
Mogę jeszcze dzisiaj jechać.
— Czy chce pan jechać ze mną razem?
— Chętnie. Sądzę, że przydam się panu tam u nas. Ale kiedy chce pan wyruszyć?
— Właściwie jutro; lecz pozwoli pan, że zadam pytanie. Gdyby jeden z minstrów zażądał od pana rzetelnych informacyj o stanie rzeczy w Meksyku, to, czy chciałby ich pan udzielić?
— O ile równie rzetelne miałby względem nas zamiary.
— Znam pewnego ministra, który z pryjemnością pomówiłby z panem o Meksyku.
— Zgoda.
— A więc godzi się pan. Dziękuję. Ale — hm! — Mówiąc to, rzucił znaczące spojrzenie na strój myśliwego. — Nosi pan ubiór nieodpowiedni do takiej wizyty.
— Tak, tak? Hm. No, mam w worku lepszy, prawdziwie meksykański strój.
— Nikt nie powinien się domyśleć, że jest pan Meksykaninem; stawi się pan u ministra incognito.
— Incognito? Niech piorun trzaśnie! Świetnie to brzmi! Ale co mam począć, hę?
— Poprostu ubierze się pan w zwykły cywilny strój. Ja to panu załatwię.
— Załatwić? To znaczy zapłacić? Woreczek przy sobie! Sępiego Dzioba stać na ubranie. Chłop, który przebywa podróż z Meksyku do Europy, ma