Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 72.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2026   —

góle może mnie pytać pierwszy lepszy! Ja nie pytałem wszak pana kapitana o jego miłostki.
Hrabia skinął z uśmiechem głową.
— Myli się pan. O pańskich miłosnych stosunkach nie było wcale mowy. Chcieliśmy się tylko dowiedzieć, kim pan jesteś. Nietrudno zrozumieć te chęci.
— Kim jestem? Hm! Że się nazywam Sępi Dziób, to rzecz sama przez się zrozumiała ze względu na mój nos. A że jestem myśliwym z prerii — to tylko mnie obchodzi.
— Myśliwym z prerii? — mruknął nadleśniczy. — Ach dlatego tak był łasy na zwierzynę.
— Tak. Dlatego właśnie nie mogłem wytrzymać, skoro zobaczyłem kozła. Zdjąłem strzelbę i zastrzeliłem.
— Do piorunów! A więc pan go zastrzelił? Nie.
— Nie ja.
— Niech piorun trzaśnie! Ale wszak dostarczał panu od lat zwierzynę?
— Boże uchowaj! — roześmiał się Sępi Dziób.
— Istotnie? — pytał zdumiony kapitan. — A więc nie jest kłusownikiem?
— Ani trochę; tak samo jak ja nie jestem handlarzem zwierzyny.
— Do pioruna! A zatem prowadził mnie pan za nos?
— Tak odpowiedział obojętnie Sępi Dziób.
Stary zerwał się z najwyższą wściekłością i huknął: