Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 72.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   2020   —

— Tomaszu! — zawołał kapitan. — Czy nie widziałeś jeźdźca?
— Tak, — brzmiała twierdząca odpowiedź.
— Z workiem na plecach?
— Tak; z workiem.
— Dokądże jechał?
— Zdawał się śpieszyć, ale zapytał, zatrzymawszy się przy mnie, o willę Rodriganda.
— A więc pomknął ku willi?
— Tak, panie kapitanie.
— Dobrze, więc go dogonimy. Naprzód, młodzieńcy! Który z was schwyta tego ptaszka, dostanie całoroczny żołd.
Mimo podeszłego wieku, mknął na czele. Zdawało się, że sam chce zdobyć nagrodę.
Niedaleko zamku hrabia Manuel de Rodriganda y Sevilla zbudował śliczny domek wiejski, w którym zamieszkał z córką i wnuczką, a także z matką i siostrą Zorskiego. Stary nadleśniczy nie chciał się wyprowadzać ze swego zamku.
Wkrótce po ucieczce Sępiego Dzioba traktem jechał lekki wóz. Skręcił na drogę, prowadzącą do Rodriganda. Siedział w nim Robert, który po trzech tygodniach wracał z podróży.
Po krótkim czasie ukazała się ozdobna budowla willi. Brama była naoścież otwarta. Młody człowiek wyszedł, zapłacił stangretowi i wbiegł po schodach na górę.
— Panie poruczniku! Witam, witam! — zawołał odźwierny.