Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 71.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1980   —

niechętnie wypuszcza z rąk. Podarował mi przeto pierścień, który jest wprawdzie bardzo wartościony, ale bądź co bądź jego nic nie kosztował. Czy chcesz obejrzeć?
— Proszę cię.
Platen ściągnął pierścień z palca i wręczył Robertowi, który go obejrzał dokładnie.
— To nie jest współczesna robota — orzekł w końcu. — Zdaje się, że meksykańska.
— Przypuszczam, że masz słuszność. Ale skądby wziął mój wujek? Rodzina jego nigdy nie nawiązywała stosunków z Meksykiem ani z Hiszpanią.
— O, bankier może łatwo wejść w posiadanie takiego przedmiotu móiwł Robert, zwracając koledze pierścień. — Jestem ciekaw, czy to naprawdę rodzinny klejnot, czy jakiś fant zaprzepaszczony, czy coś w tym rodzaju. Muszę ci powiedzieć, że mam szczególną pasję do takich rzeczy. Każdy ma swego konika.
— Mogę ci dokładnie odpowiedzieć na to pytanie. Pierścień jest istotnie klejnotem rodzinnym. Wuj posiada inne jeszcze klejnoty, stanowiące jego tajemnicę. Nie pokazuje ich nikomu. Pewnego razu zaskoczyłem go, wchodząc znienacka do gabinetu. Poza kantorem posiada prywatny gabinet. Często spędza tam noce i sypia nawet. Wszedłem nagle i zobaczyłem kilka klejnotów na stole. Były to cenne łańcuchy, kolie, bransolety przedziwnej roboty. Wujek zląkł się bardzo. Roześmiałem się mimowoli, gdyż odkryłem jego tajemnicę.
— Jego tajemnicę?