Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 71.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1996   —

życzkę, której mu nie odmówię, gdyż jest twoim przyjacielem.
Platen zarumienił się i odparł:
— Helmer nie potrzebuje pożyczki. Wydaje mi się raczej, że przez wzgląd na ciebie powinienem się oddalić.
— Ach, cóż to znaczy? — zapytał Walner — Teraz żądam, abyś został. Nie mam potrzeby lękać się twej obecności.
Platen spojrzał pytająco na Helmera, który odpowiedział, wzruszając ramionami:
— Mnie to wszystko jedno, czy zostaniesz, czy nie. Przychodzę z drobną prośbą, aczkolwiek nie z prośbą, o pożyczkę.
— Przychodzę, aby pana prosić o wydanie mi pewnych aktów, panie Walner.
Bankier uśmiechnął się i potrząsał głową.
— Pomylił się pan w adresie, panie poruczniku. Nie jestem kancelistą, ani adwokatem.
— Wiem — odparł chłodno Robert. — Ponieważ mnie pan nie zrozumiał, przeto muszę wyrażać się jaśniej. Miał pan wczoraj wieczorem gościa?
— Gościa? Nie, wręcz przeciwnie, byłem w podróży.
— Nie wierzę, panie. Odwiedził pana niejaki kapitan Shaw.
Bankier zarumienił się i cofnął o krok.
— Panie, — szepnął — co panu na myśl wpada.
— Ten Shaw przyniósł panu tajne dokumenty, o które pana proszę.
Platen przysłuchiwał się z coraz wzrastającą