Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 70.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1945   —

— Na Boga, to on... Masz słuszność... — odpowiedział zapytany.
— Skąd Helmer do świty Wielkiego Księcia?
Zdumiał się jeszcze bardziej, skoro zobaczył tors Helmara.
— Niech mnie licho porwie! Pięć orderów i jeden krzyż zasługi! Czy jestem zaczarowany?
— Trzyma pod rękę tę córkę stangreta! Zdaje się, Branden, że kpią z nas.
— Zobaczymy, zobaczymy! Jego Wysokość przedstawia ich właśnie. Do pioruna! Co on powiedział teraz naszemu jenerałowi? — zapytał Branden.
Platen, który stał w pobliżu, objaśnił ich z uśmiechem:
— Polecił jenerałowi podporucznika Helmera i jego damę; kazał przedstawić ich oficerom gwardii.
Niech mnie wszyscy diabli porwą, jeśli coś podobnego przeżyłem! — krzyknął niemal głośno Branden. — Wygląda to na wspaniałe zadośćuczynienie dla tego podporucznika.
— Tak jest — odpowiedział Platen. Wiem z pewnych ust, że bal został wyprawiony jedynie dla niego. Wielki Książę daje świetną nauczkę oficerom gwardii za to, że odtrącili jego ulubieńca. Pułkownik zapomniał wczoraj nazwisko podporucznika; dziś przypomina jemu i nam wszystkim szef całej gwardii.
— Nigdy nie oglądałem tak pysznej sceny, na honor! — mruczał Branden. — Teraz podporucznik