Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 69.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1935   —

ma i dać ci do walki kokardkę. Czy dobra jest ta, którą noszę na sukni?
Jej naturalność, delikatna i czuła, wzruszyła go do głębi. Czuł, jak krew pulsuje mu w skroniach. Odpowiedział:
— O, jaka piękna! Czy na prawdę mi dajesz?
— Chętnie. — Zerwała jedwabną kokardkę z sukni i podała Robertowi. Więc gdzie ją umieścisz?
— Nie na mundurze, lecz pod nim. Na sercu!
Różyczka oblała się rumieńcem i opuściła długie, jedwabiste rzęsy, lecz po chwili podniosła powieki.
— Tak, to najlepsze miejsce. Będę ją później nosiła z dumą.
— Jakto? Mam zwrócić? — zawołał.
— Czy nie?
— Tak; jeśli zechcesz... — I dodał z zakłopotaniem: — Ale wówczas musiałabyś wykupić, jak to czyniły damy.
— Wykupić? Czym?
— Pocałunkiem.
Rumieniec na jej policzkach rozszerzył się jeszcze bardziej i pociemniał. Opanowała niepojęte wzruszenie i zapytała:
— Czy istotnie tak postępowały damy? Nie wiedziałam. — Ale jeśli nie odbiorę wstążki, to nie będę musiała wykupić?
— Nie.
— No, zastanowię się, czy odebrać, czy nie. Co wolałbyś?
Wyznał odważnie: