Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 65.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1830   —

— A jakie jest pani stanowisko, sennorita? — odparł.
— Aha, pan cięty i dowcipny, — roześmiała się. — Bywają stanowiska i wpływy, o których się nie mówi, sennor.
— Święta prawda. A więc tak samo zamylczmy, przynajmniej chwilowo o moim stanowisku i wpływach.
— Ale jeśli będziemy o tym milczeć, w jaki sposób dowiedzie pan, że odpowiadasz moim warunkom?
— O to nie trudno. Jestem gotów dać pani dowód, jeśli będę pewny dyskrecji.
— Umiem milczeć, sennor.
— Dobrze; więc niech pani idzie ze mną.
Hilario zdjął ze ściany dwa klucze i zapalił małą latarkę. Emilia zwróciła uwagę na gwoździe, na których klucze wisiały.
Opuściwszy pokój, zeszli po schodach na dół, do długiej, niskiej piwnicy. Tam doktor Hilario otworzył kluczami mocne, dębowe drzwi, które prowadziły do innej piwnicy. Otworzył drugie drzwi, Weszli do wąskiego korytarza, między dwa szeregi niezliczonych drzwi.
Odsunął rygiel w jednych i otworzył. Teraz znalazł się w małej, głuchej celi, gdzie nie było światła ani powietrza. Zdawało się, że jest wmurowana w głaz skały, gęsto porysowany i pełen szczelin.
— Pusta! — rzekła Emilia. — Czy tutaj mam znaleźć dowód?