Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 63.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1754   —

siące strzelb, noży, pistoletów i rewolwerów; wielkie zapasy prochu, ołowiu, gotowych patronów, telegrafów polowych z wielu milami drutu, nosze dla rannych i pielęgnowania rannych. Łodzie były wypełnione ładunkiem; ludzie, pracujący nad przeniesieniem ich zawartości na wozy, rozumieli, że tej pomocy, okazanej Juarezowi przez Anglię, wprost niepodobna ocenić.
Lindsey osobiście kierował wyładowaniem, a Juarez przyjęciem ładunku i przepakowywaniem. Zorski pomagał lordowi.
— Co się stanie ze statkami? — zapytał.
— Wrócą do El Refugio. Zostaję przy Juarezie.
— Jako poseł Anglii?
— Tak.
— Ale czy uprzytomnił pan sobie niebezpieczeństwo, na które się narażasz, milordzie? Tak. Nie mogę się na nie oglądać. Moja obecność uprawomocnia czyny prezydenta. Zobaczymy, czy wojska cesarskie potraktują jako szajkę bandycką armię, przy której przebywa prawomocny przedstawiciel Wielkiej Brytanii. Za kilka dni przyłączy się do nas przedstawiciel Stanów Zjednoczonych.
— Mariano zechce się oczywiście do pana przyłączyć, ale wszak on ma inne obowiązki.
— Sądzę, że to wszystko da się połączyć. Zanim nie wkroczymy do stolicy Meksyku, nic nie zdziałamy w sprawie Rodrigandów, a więc najlepiej będzie, jeśli wszyscy zostaniecie u Juareza, którego wojsko tak się pośpieszy, że już niebawem