Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 58.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1616   —

— Ach, jeszcze jeden sennor! Polecono mi tylko was wprowadzić, sennor André.
— Ten sennor jest moim dobrym przyjacielem. Musi pomówić z sennoritą.
— W takim razie chodźcie panowie na górę.
Zaprowadził André’a i Zorskiego po schodach. Gdy weszli do przedpokoju, w przeciwległych drzwiach stanęła Emilja. Usłyszawszy kroki, otworzyła je, gnana niecierpliwością, aby zobaczyć, kto przyszedł.
Zorski stał przed André’em; zobaczyła więc przedewszystkiem jego. Na widok olbrzymiej postaci ogarnęło ją zdumienie.
— Któż to taki? — zapytała. — Cóżto za obcy człowiek?
Zorski skłonił się lekko:
— Jestem obcym, sennorita, to prawda, lecz przybywam z kimś, kto mnie wytłumaczy.
Odsunął się na bok; Emilja zauważyła towarzysza.
— Sennor André! — zawołała ucieszona, odetchnąwszy z ulgą. — Witajcie, witajcie! Wejdźcie do pokoju!
— Niech pani przedewszystkiem pozwoli, bym jej przedstawił swego towarzysza, — rzekł André. — To sennor Zorski, o którym pani wczoraj opowiadałem.
— Sennor Zorski? Witam, witam!
Wprowadziła przybyłych do pokoju, w którym dwukrotnie był wczoraj André.
— Siadajcie, sennores. Jakie wieści przynosicie?
— Dobre uprzedził André, chcąc rozwiać jej obawy.
— Dzięki Bogu. A więc Juarez przybędzie?