Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 58.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1612   —

— Będzie czekać do północy, potem zwoła republikanów.
— Skończyłoby się to krwawą łaźnią. Poczciwi obywatele Chihuahua nie są bohaterami. Jak daleko od miejsca, w którem mieliśmy się spotkać, do miasta?
— Dwie godziny.
— Wytrzymacie drogę powrotną? Wytrzymam.
— Dobrze. Posłuchajcie więc panowie, co uważam za najstosowniejsze.
Otoczyli go kołem.
— Przedewszystkiem trzeba jak najszybciej zawiadomić sennoritę Emilję, iż przybędzie pomoc; trzeba pohamować bunt w mieście. Najszybsi nasi jeźdźcy muszą ruszyć w największym pośpiechu, aby przybyć do miasta przed drugą i przeszkodzić egzekucji. Reszta przyłączy się do nich później. Do sennority Emilji uda się sennor André; ponieważ misja jest ważna, a mogłoby się coś przydarzyć po drodze, będę mu towarzyszyć. Czy brat mój Niedźwiedzie Oko zna Chihuahua?
— Oko moje zna cały kraj — potwierdził wódz.
— Niechaj więc brat mój wraz z innymi wodzami na czele najszybszych jeźdźców przybędzie o północy pod miasto; będę go oczekiwał nad rzeką. Reszta, ponieważ siedzi na koniach mniej rączych, połączy się z nami później pod wodzą sennora Juareza.
— O nie! — zawołał Juarez. — Na to się zgodzić nie mogę. Chcecie mnie oszczędzać, odciągnąć od walki?
— Życie pańskie, prezydencie, jest zbyt cenne, aby je wystawić pod kule.