Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 57.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1595   —

dzieć na jedno pytanie: czy wino to pić będziecie jako kwaterujący, czy też jako gość?
— Do kroćset! Uważacie, że mam płacić za wino?
— Jestem tego zdania.
— Nie wiecie, że mi się należy utrzymanie?
— Owszem. Lecz wiem równie dobrze, że wino do utrzymania nie należy.
— Żądam wina!
— Dostarczę, skoro zapłacicie. Dziś wino u nas drogie.
— Bordo i moselskie kosztują grosze.
— Flaszka bordo — piętnaście pesetów, czyli siedemdziesiąt pięć franków, moselskiego zaś wcale niema.
— Wskażcie mi pokój! Nie chciałbym być w waszej skórze, jeżeli nie otrzymam wina.
— Macie pokój na piętrze. Służący jest właśnie na górze; powiedzcie mu, aby go wam wskazał. Gdy strawa będzie gotowa, zawołam was, a jeżeli naprawdę chcecie wina, musicie zapłacić siedemdziesiąt pięć franków.
— To się znajdzie.
Po tych słowach spragniony wina podoficer zniknął za drzwiami. Twarz gospodarza wykrzywił grymas.
— Z tym sprawa załatwiona.
— Jeszcze nie — zauważył André. — Jestem przekonany, że nastąpi epilog.
— Będę go oczekiwał z całym spokojem. Powiedzcie jednak, jak się nazywacie?