Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 56.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1559   —

Tymczasem jeden z Meksykan, którzy zaprowadzili vaquera do piwnicy, posłał na górę do Józefy służącę. Dziewczyna znalazła sennoritę w niezmienionej pozycji. Córka Corteja siedziała na krześle z głową pochyloną nad stołem; od czasu do czasu pluła krwią.
— Wielkie nieba! Co się z panią stało, sennorita? — zapytała dziewczyna. — Czy kto sennoritę zranił?
Józefa podniosła wolno głowę i odparła cichym głosem:
— Chcę coś napisać. Podaj mi poduszkę.
— To niemożliwe, aby pani mogła pisać.
— Muszę.
— Słyszałam, że pani złamała kilka żeber.
Józefa powoli podniosła rękę do piersi. Jęknęła, zbladła jak trup, potem oblała się czerwienią i zaczęła kasłać, plując krwią.
— Sprowadź jednego z moich ludzi.
Dziewczyna odeszła; po chwili do pokoju wszedł Meksykanin.
— Mówiliście przedtem, że złamałam kilka żeber? — rzekła Józefa, z trudem wypowiadając każde słowo.
— Tak jest, sennorita, — odparł.
— Gdzie mieszka najbliższy lekarz?
W Saltillo, albo w Castanuela. Tak mi się zdaje, ale pewny nie jestem.
— Jak to daleko stąd?
— Podróż tam i z powrotem potrwa trzy dni.
— Tak długo nie mogę czekać. Czy znacie