Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 53.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1485   —

Był to młyn na wodę starego. Odpowiedział pośpiesznie:
— Kwestja zięcia jest właśnie moją największą bolączką. Dziewczyna nie chce wyjść zamąż.
— Trzeba ją zmusić.
— Zmusić? Niepodobieństwo! Robi zawsze to, czego chce sama. Ma taki sam charakter, jak ojciec; przeszło to z ojca na dziecko. Pan mnie rozumie, sennor?
Prezydent spojrzał na Pirnera z uśmiechem:
— Mam wrażenie, że córka wasza ma głowę na karku i wybierze sobie odpowiedniego męża.
— Marzę wprost o zięciu. To moja namiętność. W Pirnie szanujący się człowiek nie może wprost pokazać się bez zięcia.
— Gdzie leży ta Pirna?
— To miasto w Saksonji, lecz ja pochodzą z Polski.
— Muszą tam mieszkać rozsądni ludzie. Ale chciałbym z wami pomówić poważnie.
— Słucham, sennor, zapewniam, że nie będę się śmiać. Dobry dyplomata potrafi odróżnić żart od słów, wypowiedzianych poważnie.
— Gdybyście więc mieli zięcia, w takim razie mógłbym...
— Coby pan mógł, sennor? Mówcie zupełnie szczerze; jako dobry polityk, jestem zawsze dyskretny.
— Nie mogę powiedzieć obecnie; powiem dopiero wtedy, gdy będziecie mieli zięcia.
— Mój Boże, chciałbym go mieć już teraz!
— Postarajcie się prędko o zięcia!