Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 53.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1469   —

Zorski ukląkł obok i, zbadawszy ją, odparł:
— To tylko omdlenie.
— A córka Miksteków? — zapytał Bawole Czoło.
Zorski zbadał zkolei Karję i rzekł:
— Poważne zmiażdżenie. Musimy wyczekać.
— Jeżeli umrze, Bawole Czoło położy na jej grobie sto francuskich skalpów, — rzekł wódz groźnie.
— Sennor, zobaczcie, co się dzieje mem dzieckiem! — błagał Pirnero.
Zorski spełnił i to życzenie. Po chwili rzekł:
— Zemdlała również.
Podszedł teraz do hrabiego, który po uderzeniu kolbą wracał powoli do przytomności. Zbadawszy don Fernanda, Zorski spojrzał na Gerarda i rzekł ponuro:
— Na Boga, jeszcze nigdy w życiu nie widziałem tylu ran na ciele jednego człowieka. Trzeba mu zrobić opatrunek, aby zapobiec dalszemu upływowi krwi.
— Żyje jeszcze? — zapytał Mariano.
— Tak jest. Później będzie można określić czy rany są śmiertelne. Weźcie go na ręce, przyjaciele, i zanieście na łóżko.
Bitwa była skończona, mogli więc nieść pomoc rannym i omdlałym.
Zabici w gospodzie żołnierze zostali złożeni w wspólnym grobie, w którym spoczęli również ci, którzy śmierć ponieśli w walce. — —