Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 49.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1379   —

— Przypominam sobie — rzekł Maksymilian.
— Człowiek ten był dotychczas tylko śmieszny, teraz zaś zaczyna być niebezpieczny. Werbuje ludzi.
— Gdzież to? — zapytał cesarz zdumiony.
— Nawet w samej stolicy. Wczoraj aresztowano kilku jego zauszników. Zdaje się, że ma również agentów w kwaterze głównej.
— Trzeba go dobrze pilnować.
— Mam wrażenie, że połączył się z Panterą Południa.
— Wiem o tem.
— Dowiedziałem się obecnie, że Pantera Południa otrzymał na amerykańskim brygu kilka tysięcy karabinów oraz wielką ilość ołowiu i prochu.
— Gdzież to się stało?
— W Guazacoalco. Puszczono się w pościg za brygiem, żagle miał jednak wyśmienite i umknął.
— Prezydent Stanów Zjednoczonych ostrzega nas, że nie śpi.
— Zawiadomię o tem cesarza, który bawi w Paryżu.
— Nie sądzę, aby Napoleon mógł sprawę pomyślnie załatwić.
Marszałek zignorował tę uwagę i ciągnął dalej:
— Jestem przekonany, że ta dostawa broni jest sprawką Corteja, który bezczelność swoją posuwa do tego, że w nocy nalepia plakaty na rogach ulic.
— To istotnie śmiałość niesłychana! — rzekł cesarz. — Gdzież to?
— W stolicy. Przedsięwziąłem natychmiast konieczne Środki. Staję osobiście przed Waszą Cesarską Mością,