Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 48.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1354   —

szej. A co się tyczy ubioru i wyglądu zewnętrznego, to mógł się sennor przekonać na mnie, jak niebezpiecznie jest oceniać westmana po oznakach zewnętrznych. Słońce dawno spaliło ubranie i buty, łachmany zwisają mi z ciała, koń, jakeście to sami powiedzieli, wygląda jak chabet, a strzelba podobna jest do starego obucha, jaki używa stróż nocny. Pomimo to mam przy sobie sześć worków nuggetów, nie mówiąc o pieniądzach, które leżą w Nowym Yorku. Sprzedałem złoto, wydobyte w kopalniach; sumę, uzyskaną za nie, przekazałem do Nowego Yorku, gdzie każdej chwili czeka na moja dyspozycję. — Czy mogę pomówić ze strzelcem, o którym pan wspomniał?
— Śpi teraz. Odłóż to pan do rana.
— Dobrze. Zostaję więc tutaj.
— To cudownie, sennor! Jesteś pan moim gościem. Nie chcę pieniędzy; rozmowa o Polsce będzie dla mnie prawdziwą przyjemnością. A więc był pan nawet w Dreznie?
— Tak.
— I w Pirnie?
— Kilka razy.
— W takim razie wie pan, że Elba płynie od nas ku Dreznu, co?
— Oczywiście.
— Przodkowie moi byli w Pirnie wybitnymi ludźmi. Ojca miałem kominiarza.
— Aha!
— Dziwi się pan i słusznie. Kominiarz to symbol dążenia ku wyżynom. Kominiarz oczyszcza miasto z groź-