Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 43.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1213   —

— I z taką garstką śmiesz mi się opierać?
— Widziałeś i doświadczyłeś na sobie, że stać mnie na to. Jesteśmy Europejczykami, a jeden Europejczyk da radę dwudziestu waszym.
Dumne te słowa, wypowiedziane tonem zarozumiałym, odniosły skutek. Gubernator kazał się zaprowadzić na pokład i spoczął na dywanie. Naprzeciw usiadł kapitan; po prawej stronie stanął sternik, po lewej tłumacz. Połowa załogi znajdowała się wpobliżu, reszta zaś przyglądała się bacznie nieprzyjacielskim statkom.
Arab i kapitan mierzyli się wzajem od stóp do głów. Bronzowa od wiatru i słońca twarz kapitana odbijała skromnemi, szczeremi rysami od obłudnej miny gubernatora. Był to człowiek niemłody; mimo wyrazu pewnego dostojeństwa, przezierała z twarzy chytrość szelmowska, właściwa Arabom—wyspiarzom.
— Przyszedłem, aby cię pociągnąć do odpowiedzialności. Uważam cię za zbrodniarza; będziesz musiał ponieść karę.
— Mylisz się — odparł kapitan. — To ja wezwałem ciebie, abyś przede mną zdał rachunek. Spełniłeś moją wolę i pojawiłeś się; wystarczający to dowód, że nie jestem zbrodniarzem. Aby cię jednak przekonać, że jestem sprawiedliwy, chętnie wysłucham twoich żalów.
— Usłyszysz bardzo wiele. Opierałeś się przeszukaniu statku, wziąłeś do niewoli moich ludzi; z twojej to winy straciłem statek. Zamiast prosić o przebaczenie, strzelasz de świątyni i do mego domu. Ukarzę cię surowo.
— Znowu się mylisz. Prawo do przeszukiwania statków mają tylko okręty wojenne państw, prawnie uzna-