Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 43.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1201   —

rzekł. — Hola, chłopcy, uwaga! Niszczcie wszystko, co się pojawi na naszym pokładzie.
Bryg dotarł do statku arabskiego, który miał bardzo niski pokład. Nie uderzył w środek szerokiego tyłu, a tylko sztabą potężnie go trącił. Nacisk był silny; Arabom dostał się zadatek tego, co ich czeka.
Prawa strona brygu ocierała się mocno i ostro o lewy brzeg statku arabskiego i zdzierała mu liny. Po krótkim czasie bryg znalazł się przed arabskim okrętem. Lina napięła się znowu i wlec zaczęła za sobą statek arabski, który wykręcił się, płynąc rufą do tyłu.
Na pokładzie brygu rozległ się śmiech, na pokładzie okrętu arabskiego — ryk wściekłości. Statek arabski był zrujnowany, żagle pozrywane, lina porwana w strzępy; groziło mu w każdej chwili zatonięcie. Przywódca klął i ryczał; ludzie jego wyli niemiłosiernie. Zamiast odciąć linę, na której byli przywiązani do obcego statku, i oswobodzić się, Arabowie dali znów salwę karabinową, która jednak żadnej szkody nie wyrządziła.
Teraz podszedł do kapitana jeden z trzech arabów, pozostałych na brygu, i kazał powiedzieć przez tłumacza:
— Rozkazuję ci zatrzymać się i naprawić nasz statek!
Był to, zaiste, szczyt komizmu i bezczelności.
— Nie masz mi nic do rozkazywania! — odparł kapitan.
Jeden z Arabów wyciągnął nóż z pasa i rzekł groźnie:
— Jeżeli w tej chwili nie usłuchasz, poskromię cię. Czy jesteś muzułmaninem?