Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 41.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1159   —

uliczki, zatrzymał się przed pałacem. Tu zdjęto ciężary z pleców zwierząt; zostawiono chwilowo tylko wielbłąda, który dźwigał na sobie lektykę. Rozpostarto wielkie dywany i rozłożono na nich towary. Zjawił się sułtan, aby je obejrzeć. Był sam, nikogo nie dopuszczał do siebie, gdy czynił zakupy.
— Gdzie niewolnica? — zapytał.
— Tam, w atuszy[1] — odpowiedział emir.
— Chcę ją widzieć.
Kupiec opornie potrząsnął głową i rzekł:
— Naprzód martwy towar, później żywy.
Sułtan odparł z gniewem:
— Jam władcą w Harrarze. Należy mnie słuchać. Chcę ją widzieć!
— Władcą moich rzeczy jestem ja sam! — rzekł Arafat, niezbity z tropu. Kto kupi dużo towaru, ten będzie mógł zobaczyć niewolnicę — nikt inny. Jeżeli nie będę mógł rozporządzać swoją własnością wedle mej woli, odjadę.
— A jeżeli cię zatrzymam? — rzekł groźnie sułtan.
— Mnie zatrzymać? Mnie wziąć do niewoli? — zawołał emir, cofając się o krok.
— Tak, ciebie.
— Tysiące Somali Arabów przyjdą i uwolnią mnie.
— Znajdą tylko twego trupa. Otwórz lektykę!
— Nie teraz; później.
— Dowiodę ci, że jestem tu władcą.
Po tych słowach postąpił kilka kroków ku lektyce. Emir zagrodził mu drogę i rzekł groźnie:

— Wiem, żeś ty potężniejszy ode mnie. Nie mogę

  1. Lektyka.