Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 41.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1148   —

Hrabia spojrzał badawczo przez otwór. Po chwili rzekł:
— Właściwie, wychodząc, popełnimy nieostrożność. Musimy jednak pamiętać o tem, że jutro czeka nas wielki wysiłek. Co do mnie, to pragnienie mam większe od głodu, a wiem, że pod dachem wisi torba skórzana, napełniona wodą. Mindrello, czy ryzykujemy?
— Dlaczegóż nie? Któż nas spostrzeże?
— Zgoda! Podniesiemy kamień zupełnie i poczołgamy się po ziemi, aby nas nikt nie zauważył.
— Naprzód wezmę na wszelki wypadek mój nóż.
— Ach, macie nóż?
— Tak. Udało mi się przed jakimś czasem ściągnąć go niepostrzeżenie.
Mindrello zszedł nadół; po niedługim czasie wrócił, trzymając nóż w zębach.
Znowu oparli się o kamień i odsunęli go na bok. Wydobyli się teraz na powierzchnię ziemi. Przypadli do niej i zaczęli czołgać się naprzód na rękach i nogach w kierunku budynku, pod którego dachem stały worki z daktylami. Nad nimi wisiał wór z wodą, o którym mówił hrabia. Hrabia zbliżył się, chcąc ugasić pragnienie, ale towarzysz jego rzekł:
— Poco pić teraz, sennor?
— A kiedyż?
— Później. Pomyślcie, że ten wór, napełniony wodą, nam potrzebny bardziej, aniżeli hadziemu. Proponuję, byśmy go zabrali.
— O świcie wykryje się kradzież.
— Cóż to nam szkodzi? — rzekł Mindrello, zarzucając