Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 39.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1086   —

się nigdy, jak się nazywa i gdzie znajduje; nikt nie może was o tem poinformować, wyspa bowiem leży daleko od szlaków morskich i nikt jej nie odwiedza. Nie zginiecie z głodu, nie skonacie z pragnienienia, na wyspie są bowiem dwa źródła, owoce, ryby, ptaki i dziczyzna. Broni, którą wam zabrałem, nie otrzymacie zpowrotem, ale możecie przecież zastawiać sidła, lub sporządzić sobie łuki i strzały, by zdobyć żywność i skóry na ubrania. Jak powiedziałem już, może się jeszcze zobaczymy. Moi ludzie przybiją teraz z wami do brzegu wyspy. Gdy się oddalą, będziecie mogli zapomocą ostrych kamieni z łatwością uwolnić się z więzów. Bądźcie zdrowe, sennoritas, bądźcie zdrowi, sennores!
Marynarze umieścili jeńców w dwóch łodziach i odepchnęli je od statku. Udało im się szczęśliwie przepłynąć przez wzburzone fale. Przy brzegu wyspy wylądowali, ułożyli jeńców na ziemi, poczem zawrócili.
Zorski bezwłocznie zaczął trzeć więzy o radę koralową; czynił to póty, aż oswobodził z nich ręce. Odłamkiem rafy przeciął teraz sznury, krępujące nogi. Po krótkim czasie nikt z pośród jeńców, nie miał już więzów na ciele.
Bawole Czoło podniósł rękę i, wskazując nią na statek, rzekł:
— Czy bracia moi wierzą w to, że uda nam się zdobyć wielkie kanu wrogów?
Mimo tragizmu położenia, Zorski uśmiechnął się i rzekł:
— To niemożliwe.