Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 38.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1073   —

— Więc przypuszcza pan, że hrabia jeszcze żyje?
— Nie sądzę, aby umarł w Meksyku. Pani chyba słyszała o tej kanalji nazwiskiem Enrico Landola?
— O tym piracie, którego pan rozgromił koło Jamajki?
— Tak. To on właśnie uprowadził starego hrabiego do Afryki i umieścił na jednej z wysp wschodnich. Wiem dokładnie, gdzie go mam szukać. Jeżeli nie umarł, jest w Harrarze.
— I pan przypuszcza, że wtedy będzie można wreszcie zaciągnąć pętlicę na szyjach Cortejów?
— Tak. Ale pomówmy o czemś weselszem. Dziś pisałem do żony; nie chciałbym wspomnienia jej, tak mi drogiego, zaciemniać ponuremi myślami.
Rozmowa potoczyła się znów na obojętne tematy.
— Kajdak ten Zorski zgrzytnął kapitan, którym nie był nikt inny, tylko właśnie Enrico Landola.
— Musimy go schwytać, master, — rzekł sternik.
— Choćbym miał życiem przypłacić. Ale jak się zabrać do rzeczy?
— To się pokaże. Przedewszystkiem trzeba rozejrzeć się w stosunkach i planach tej całej kompanji — z ukrycia.
— Pah, mam przecież ze sobą moje fałszywe brody i wąsy.
— Wobec takich ludzi lepiej nie ryzykować. Będę działał za was; jutro zacznę szpiegować. Niech mnie djabli wezmą, jeżeli celu nie dopnę!
— Mam nadzieję, że wszystko pojdzie dobrze. Uważajcie, już się żegnają. Musimy pójść za Marianem do-