Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 37.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1040   —

— Czy to możliwe? — zapytała Emma.
— Wierzę, że sennor Helmer ma słuszność — rzekł Mariano. — Co o tym myśli sennorita Karia?
Indianka wolno otwierała przymknięte oczy i rzekła:
— To Zorski, wiedziałam, że on przyjdzie.
Wtedy Emma padła w ramiona Karii, ucałowała ją i zawołała:
— O, Panie, dzięki Ci! Nigdy nie przestanę Ciebie czcić, tak, jak Ty nie zapomniałeś o nas!
Minęło sporo czasu. Ciągle nasłuchiwali.
— Może dojdziemy do przednich drzwi? — zapytał sternik.
— Tak jest. Może lepiej usłyszymy, co się tam dzieje — odparł Mariano.
Emma oparła się na jego ramieniu i podeszli bliżej. Tam usiedli na wilgotnej ziemi i słuchali. Słyszeli głuche odrzucanie kamieni.
— Wynoszą żwir i kamienie. Ostatni wybuch był bardzo silny i musiał mocno uszkodzić kurytarz.
— Ach, gdyby to tak było!
— Ależ tak jest naprawdę, sennorito. Siedząc nad studnią, myślałem o mojej żonie, bracie i synku i ani na chwilę nie straciłem nadziei...
Potem — znowu uderzenia siekierą, a przy tym zdawało się, że słychać ludzkie głosy. I rzeczywiście stawały się one coraz wyraźniejsze.
— Jeszcze te drzwi — odezwał się dźwięczny, męski głos. — One z pewnością prowadzą do studni. Mamy jeszcze dosyć prochu.
Zamkniętych zelektryzowało. Z nadmiaru ra-