Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 35.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   981   —

w namiocie Niedźwiedziego Serca, a straż zmieniając się co godzinę strzegła obozu.
Następnego ranka odbyła się uroczystość na dania imienia podczas, które obie pieczone łapy, niedźwiedzia grały ważną rolę. Niedźwiedziobójca otrzymał najlepszą strzelbę swego ojca, a jako syn naczelnika miał prawo nosić we włosach orle pióra. Po południu rozpoczęto przygotowania wojenne.
Następnego dnia dwustu wojowników wyruszyło o świcie. Pozostali odprowadzili ich spory, kawał drogi.
Po rozstaniu się wojska pod dowództwem Niedźwiedziego serca uformował pochód jeździec za jeźdźcem. Najstarszy wojownik otrzymał komendę nad orszakiem. Bawole Czoło, Niedźwiedzie Serce i Niedźwiedziobójca odjechali naprzód galopem, by zapoznać się z okolicą i mieć pieczę nad oddziałem.
Indianie nie mogli jechać przez otwartą prerię, więc posuwali się naprzód przez góry. Dopiero piątego dnia dotarli do pustyni Mapini i to do punktu, który znajduje się między jeziorem Muszli a zachodnim krańcem pustyni.
Chodziło o to, by zająć stanowisko między Chihuahua a nadciągającymi Komanchami, więc trzej wojownicy posunęli się na południowy brzeg pustyni. Nagle wszyscy trzej zatrzymali konie, ujrzeli bowiem ślady.
— Jeźdźcy! — rzekł Niedźwiedziobójca, zsiadłszy z konia.
— Niech brat mój policzy ilu ich było, —