Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 33.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   922   —

Czuła, że idą raz w dół, to znów wspinają się do góry.
Wreszcie skrzypnęły jakieś drzwi i Verdoja postawił Emmę na nogi.
Gdy zdjęto jej z oczu przepaskę, widziała, że jest w komórce, w której znalazła pryczę, wyścieloną słomą, dzbanek z wodą, kromkę suchego chleba i dwa łańcuchy, których końce były wmurowane w ścianę.
— Jesteśmy na miejscu — rzekł Verdoja triumfująco. — Nie będziesz w stanie umknąć, dlatego ci zdejmę więzy.
Uczynił to, patrząc przy tym zdrowym okiem na piękną postać dziewczyny.
— Ależ, sennor, cóż panu złego uczyniłam? — wybuchnęła nieszczęśliwa, pełna trwogi dziewczyna — że mnie porwałeś i zawiodłeś w tak straszne miejsce?
— Wyrwałaś mi moje serce — odpowiedział. — A serce to pragnie teraz zadośćuczynienia! Będziesz musiała mnie kochać.
Wyciągnął ku niej rękę, chcąc ją do siebie przycisnąć.
— Nigdy, ty złoczyńco! — zawołała, usuwając się w najdalszy kąt.
— A jednak zaraz ci to udowodnię!
Przyskoczył, znowu. Ale Emma w tej chwili wyrwała mu nóż z za pasa i zwróciwszy go ku niemu, zawołała stanowczym głosem:
— Precz, gdyż potrafię się sama obronić!
Verdoja przeraził się i odskoczył. Potem jednak zaśmiał się krótko i szydersko: