Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 32.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   902   —

Jeźdźcy śpieszyli w kierunku hacjendy del Erina. Gdy ściemniło się, zatrzymali orszak koło kamienia, który służył za pocztę.
Wszyscy zsiedli koni i przywiązali je do drzew. Trzech pozostało na czatach, reszta udała się ze swoimi przewodnikami pieszo do hacjendy.
Verdoja i Pardero szeptali między sobą:
— Dobrze się stało, żeśmy przywieźli z sobą uniformy — rzekł Verdoja — gdyż tym sposobem mógł się Henriko wkraść jako szpieg i uwiadomić nas o wszystkim, zanim uczynimy odpowiednie kroki.
— By nas tylko nie podpatrzyli! — rzekł Pardero.
— Nie ma obawy. To zręczne drabisko nie zdradzi się ani słowem, ani spojrzeniem. Mam przeczucie, że wszystko nam się wybornie uda.
Był nów, a więc ciemno. Jeźdźcy obeszli hacjendę, a o północy stanęli poza jej tylnymi budynkami.
— Tam na górze są pokoje gościnne, tam on mieszka — rzekł cicho Pardero. — Wkrótce da nam stamtąd znak. Może przeskoczymy tymczasem mur?
— Dobrze, skryjemy się pod osłoną nocy.
Orszak musiał został pod palisadą i przykucnąć.
Obaj dowódcy zaś przeleźli przez mur i schowali się w zakątku podwórza. Ledwie się obejrzeli, a usłyszeli czyjeś kroki. Nadszedł Zorski.
— Pochyl się zupełnie. Ktoś nadchodzi — szeptał Verdoja.