Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 31.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   863   —

wydostaniu się z dołu. Gdy rozbójnik, nie przeczuwając nic złego rozsunął gałęzie, natknął się na Zorskiego. Natychmiast został schwytany za gardło. Nie pisnął nawet, stracił oddech i zmysły. Padł jak nieżywy na ziemię. Po paru minutach był związany i owinięty w prześcieradło.
Zorski przerzucił go przez ramię i wrócił do hacjendy. Wsunął przez okno swój „pakunek“ do pokoju, sam wszedł także i zamknął za sobą okiennice.
Gdy uwolnił z więzów swego więźnia, spostrzegł, że ten patrzy na niego oczyma pełnymi strachu.
— Aha, chłopcze, poznajesz mnie? — rzekł półgłosem. — Kapitan mówił, że mam w sobie diabła. Możliwe, że to prawda, gdyż inaczej nie dostałbyś się w moje ręce. Tu lepiej się wyśpisz jak na dworze, jednak najpierw obejrzę twoje kieszenie. Kto jest taki nieostrożny, że w pobliżu wroga piecze króliki, może będzie taki głupi i trzyma przy sobie karteczkę, znalezioną pod kamieniem. Rzeczywiście znalazł zwiniętą karteczkę, ale włożył ją do tej samej kieszeni i rzekł:
— Zatrzymasz ją do rana. Teraz zaś rozpatrz całą sprawę i namyśl się, czy podczas przesłuchania będziesz przeczył, czy też potwierdzisz to co jest faktem oczywistym.
Po czym związał go sznurami, a sam położył się, by przespać parę godzin.
O umówionej godzinie obudził go Mariano. Zorski nie czuł strachu przed śmiercią. Czul się już zwycięzcą. Spojrzał jeszcze raz na swojego